24.02.2015

„Książę nocy”




Sezon 1 Rozdział 1 (Pilot) Część 1



Kim jestem?
Tak to pytanie zadaję sobie sam bardzo często, wędrując przez równiny sawanny od jednej ziemi do drugiej.
Pytanie, dlaczego?
Czy nie mam swojej tożsamości, czy też domu?
Niezupełnie.
A dom?
No właśnie miałem kiedyś dom i rodzinę. Moją matkę i ojca, którzy tak jak oni mnie, tak i ja bardzo ich szanowałem i kochałem. Czemu w takim razie już tego nie mam? Cóż się takiego wydarzyło że musiałem przyjąć los wyrzutka i tułać się po obcych sobie ziemiach, z trudem także zdobywając coś do jedzenia?
Jakaś wewnętrzna tragedia lub wojna z innym stadem?
Raczej nie. Powód był dosyć błahy, choć może nie taki błahy skoro jestem na wygnaniu.
Właściwie to wszystko stało się przez moją jedną niewinną wpadkę.
Jaką?
Cóż. Od początku.
Na imię mam Lunar i jestem magicznym lwem.
Czy to dobrze że mam magiczną moc?
Cóż zależy jak na to spojrzeć. Przyszedłszy na świat na Księżycowej ziemi, już od małego lwiątka wiedziano, że miałem w sobie moc magiczną. Zdradzała mnie już na wstępie moja sierść, a właściwie jej kolor. Nie był bowiem taki u innych magicznych czy zwykłych lwów.
Swoją barwą przypominał nieco nocne niebo. Druga rzecz to moja grzywka.
Oczywistym był fakt że w przypadku lwiątka jest ona mała, oczywiście była ona bardziej widoczna w miarę jak dorastałem. Jednak to co było w niej niezwykłego to to, że była ona srebrnego koloru. No i kolejna rzecz to znamię, na obu bokach moich tylnych łap. Tak, właśnie. Był to połowicznie widoczny księżyc.
Te właśnie rzeczy w moim wyglądzie powodowały, że po części było wiadomo jakie posiadam zdolności. Lecz po części także, nikt z naszego stada tak naprawdę nie wiedział dokładnie jak mam je w sobie obudzić, kontrolować, albo co jeszcze potrafię.
Sam również niewiele o tym wiedziałem. Podobnie zresztą i moi rodzice.
Właśnie.
Wbrew pozorom nie byli parą królewską, nie. Ja natomiast nie byłem księciem. Zresztą wiadomo tytuł zobowiązuje też do czegoś, także nie wiem czy gdybym miał możliwość to czy w ogóle chciałbym nim być.
Wraz z moimi rodzicami byliśmy jedynie zwykłymi członkami naszego stada.
Mój ojciec podobnie jak ja był lwem magicznym, który wraz z innymi magicznymi i nie magicznymi zajmował się ochroną stada.
Moja matka również była magiczną lwicą. Ale nie używała czarów zbyt często, ponieważ w większość jak inne lwice polowała. A ponieważ były w naszym stadzie także i lwy nie magiczne, to stosowanie magii do polowań było nieuczciwe. Nie tylko względem tej nie czarodziejskiej części naszego stada, ale i również innych zwierząt. Dlatego w przypadku polowań obowiązuje zakaz używania wszelakiej magii.
Oczywiście jednak oboje biegle posługiwali się magią. Ponad to znali się również z parę królewską naszego stada. Nic w tym w sumie dziwnego, bowiem byli przecież przyjaciółmi już od dawien dawna, poza wszystkim jak to w lwim stadzie bywa tu znali się wszyscy już od małego lwiątka.
Czy i ja miałem wobec tego również jakichś przyjaciół w swoim wieku?
Ależ oczywiście.
Miałem paczkę wiernych przyjaciół.
Najbardziej jednak dogadywałem się z moją najlepszą przyjaciółką Seleną. Która jak się okazało była też córką króla, a co za tym idzie również księżniczką. Także Selena była oczywiście oczkiem w głowie naszego władcy. Lecz w przeciwieństwie do niego, podobnie jak jej matka i królowa, nie posiadała ona zdolności magicznych.
Jednakże wspaniale się dogadywaliśmy. Z czasem nawet reszta naszych przyjaciół, co jakiś czas docinała nam z tego powodu, robiąc sobie tym samym niezłe tematy do żartów. Co oczywiście drażniło nie tylko mnie, ale i Selenę również. Ponieważ nigdy nie uważaliśmy się za parę, byliśmy jedynie dobrymi przyjaciółmi. Gdy jednak któregoś dnia o całej sprawie dowiedzieli się i nasi rodzice, wówczas jedynie zaśmiali się pod nosem. Co jednocześnie było trochę denerwujące, ale i zarazem dość dziwne. Nie wiedzieliśmy wtedy z Seleną co to miało znaczyć, byliśmy zresztą wtedy na to o wiele za młodzi by cokolwiek zrozumieć z tej sytuacji.
Nie było to jednak na co dzień czymś bardzo przeszkadzającym, po pewnym czasie nawet naszym przyjaciołom znudziła się ta forma ehm... „rozrywki”.
Gdy dorastałem również począł objawiać się we mnie mój talent magiczny, a rodzice dostrzegłszy to, zaczęli mnie uczyć sztuk magicznych na co dzień i szkolić w zaklęciach pomagając przy tym mi jak to tylko możliwe. Czary więc były w moim życiu już na porządku dziennym, choć moją ulubioną porą i tak była noc. Nie wiem czemu, może to przez mój magiczny znaczek, jakim niewątpliwie był księżyc.
W każdym razie, wtedy także okazało się, że moc mojej magicznej aury była wówczas nieco większa. Oprócz zdolność rzucania zaklęć niedługo potem odkryłem w sobie także inne zdolności. Na przykład zdolność do zmiany kształtów.
Mogłem zmieniać się w co chciałem od roślin po głazy a także inne zwierzęta. Najzabawniejsze było jednak wtedy gdy mogłem zmieniać się w innych członków naszego stada i trochę się z nich powygłupiać.
Ale gdy mój ojciec przypadkiem nakrył mnie na moich małych wybrykach odbył ze mną bardzo poważną rozmowę i zakazał robienia podobnych rzeczy w przyszłości bez potrzeby. Po wszystkim powiedział nawet, że mam wyjątkowe szczęście.
Ponieważ nikomu innemu się do tego jeszcze nie przyznałem, dlatego nikt nie ma pojęcia czyjego autorstwa były te drobne żarciki. Także po części mi się upiekło, gdyż mogłem mieć z tego tytułu wiele nieprzyjemności.
Więc tajemnice o mojej mocy zmiennokształtności zatrzymałem wtedy na prośbę ojca jedynie dla siebie. Nawet Selena o niczym się nie dowiedziała.
A moja matka?
Podejrzewam że wiedziała o ojca, ale nic nie powiedziała na ten temat.
Po pewnym jednak czasie odkrywałem w sobie także jeszcze inne zdolności.
Tą kolejną z uwagi na wzrastającą moc nocnej aury, była zdolność do manipulacji nocną pogodą.
Gdy chciałem niebo było zachmurzone w jednej chwili, czasem nawet gdy coś mnie zdenerwowało w ciągu dnia, to w nocy raz, oprócz deszczu, przypadkowo wywołałem na sąsiedniej ziemi burzę z piorunami. Nie trwała ona wprawdzie zbyt długo, ani nie była gwałtowna gdyż w porę się pohamowywałem, jednak to że nie mogłem normalnie już w porze nocnej okazywać większych emocji wcale mi się jednak nie podobało.
Zważywszy jednak na ostatnią moją wpadkę, bałem się komukolwiek o tym powiedzieć.
Nie wiedziałem jak inni to przyjmą. Dlatego postanowiłem fakt ten zatrzymać chwilowo dla siebie.
Kolejną sprawą był fakt, że z czasem podobnie jak z nocą, czułem bardzo silną więź również z księżycem.
Zdawało mi się że i nim mogę manipulować. Uczucie było tak silne że pewnego razu postanowiłem spróbować i nieco przesunąć go po niebie. Z trudem na początku, ale udało się po chwili był w innym punkcie nieba, konkretnie to na wschodniej jego części. Jednak postanowiłem po chwili odstawić go na swoje miejsce nim ktoś się zorientuje. Ale gdy to zrobiłem musiałem parę chwil później znów go poprawić, ponieważ jakimś cudem zaczął on sam z siebie świecić w pełni. Poprawiłem to wprawdzie, potem postanowiłem jednak już więc go nie ruszać.
Nie chciałem w nim czegoś zmienić potem nieodwracalnie.
Choć z drugiej strony miałem dziwne wrażenie i czułem jakby przesunął go ktoś inny.
Czy to możliwe że ktoś jeszcze ma zdolności podobne do moich?
Hmm.
Nie to chyba niemożliwe...






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga