Sezon 1 Rozdział 1 (Pilot) Część 1
Kim jestem?
Tak to pytanie zadaję sobie sam bardzo
często, wędrując przez równiny sawanny od jednej ziemi do
drugiej.
Pytanie, dlaczego?
Czy nie mam swojej tożsamości, czy
też domu?
Niezupełnie.
A dom?
No właśnie miałem kiedyś dom i
rodzinę. Moją matkę i ojca, którzy tak jak oni mnie, tak i ja
bardzo ich szanowałem i kochałem. Czemu w takim razie już tego nie
mam? Cóż się takiego wydarzyło że musiałem przyjąć los
wyrzutka i tułać się po obcych sobie ziemiach, z trudem także
zdobywając coś do jedzenia?
Jakaś wewnętrzna tragedia lub wojna z
innym stadem?
Raczej nie. Powód był dosyć błahy,
choć może nie taki błahy skoro jestem na wygnaniu.
Właściwie to wszystko stało się
przez moją jedną niewinną wpadkę.
Jaką?
Cóż. Od początku.
Na imię mam Lunar i jestem magicznym
lwem.
Czy to dobrze że mam magiczną moc?
Cóż zależy jak na to spojrzeć.
Przyszedłszy na świat na Księżycowej ziemi, już od małego
lwiątka wiedziano, że miałem w sobie moc magiczną. Zdradzała
mnie już na wstępie moja sierść, a właściwie jej kolor. Nie był
bowiem taki u innych magicznych czy zwykłych lwów.
Swoją barwą przypominał nieco nocne
niebo. Druga rzecz to moja grzywka.
Oczywistym był fakt że w przypadku
lwiątka jest ona mała, oczywiście była ona bardziej widoczna w
miarę jak dorastałem. Jednak to co było w niej niezwykłego to to,
że była ona srebrnego koloru. No i kolejna rzecz to znamię, na obu
bokach moich tylnych łap. Tak, właśnie. Był to połowicznie
widoczny księżyc.
Te właśnie rzeczy w moim wyglądzie
powodowały, że po części było wiadomo jakie posiadam zdolności.
Lecz po części także, nikt z naszego stada tak naprawdę nie
wiedział dokładnie jak mam je w sobie obudzić, kontrolować, albo
co jeszcze potrafię.
Sam również niewiele o tym
wiedziałem. Podobnie zresztą i moi rodzice.
Właśnie.
Wbrew pozorom nie byli parą królewską,
nie. Ja natomiast nie byłem księciem. Zresztą wiadomo tytuł
zobowiązuje też do czegoś, także nie wiem czy gdybym miał
możliwość to czy w ogóle chciałbym nim być.
Wraz z moimi rodzicami byliśmy jedynie
zwykłymi członkami naszego stada.
Mój ojciec podobnie jak ja był lwem
magicznym, który wraz z innymi magicznymi i nie magicznymi zajmował
się ochroną stada.
Moja matka również była magiczną
lwicą. Ale nie używała czarów zbyt często, ponieważ w większość
jak inne lwice polowała. A ponieważ były w naszym stadzie także i
lwy nie magiczne, to stosowanie magii do polowań było nieuczciwe.
Nie tylko względem tej nie czarodziejskiej części naszego stada,
ale i również innych zwierząt. Dlatego w przypadku polowań
obowiązuje zakaz używania wszelakiej magii.
Oczywiście jednak oboje biegle
posługiwali się magią. Ponad to znali się również z parę
królewską naszego stada. Nic w tym w sumie dziwnego, bowiem byli
przecież przyjaciółmi już od dawien dawna, poza wszystkim jak to
w lwim stadzie bywa tu znali się wszyscy już od małego lwiątka.
Czy i ja miałem wobec tego również
jakichś przyjaciół w swoim wieku?
Ależ oczywiście.
Miałem paczkę wiernych przyjaciół.
Najbardziej jednak dogadywałem się z
moją najlepszą przyjaciółką Seleną. Która jak się okazało
była też córką króla, a co za tym idzie również księżniczką.
Także Selena była oczywiście oczkiem w głowie naszego władcy.
Lecz w przeciwieństwie do niego, podobnie jak jej matka i królowa,
nie posiadała ona zdolności magicznych.
Jednakże wspaniale się dogadywaliśmy.
Z czasem nawet reszta naszych przyjaciół, co jakiś czas docinała
nam z tego powodu, robiąc sobie tym samym niezłe tematy do żartów.
Co oczywiście drażniło nie tylko mnie, ale i Selenę również.
Ponieważ nigdy nie uważaliśmy się za parę, byliśmy jedynie
dobrymi przyjaciółmi. Gdy jednak któregoś dnia o całej sprawie
dowiedzieli się i nasi rodzice, wówczas jedynie zaśmiali się pod
nosem. Co jednocześnie było trochę denerwujące, ale i zarazem
dość dziwne. Nie wiedzieliśmy wtedy z Seleną co to miało
znaczyć, byliśmy zresztą wtedy na to o wiele za młodzi by
cokolwiek zrozumieć z tej sytuacji.
Nie było to jednak na co dzień czymś
bardzo przeszkadzającym, po pewnym czasie nawet naszym przyjaciołom
znudziła się ta forma ehm... „rozrywki”.
Gdy dorastałem również począł
objawiać się we mnie mój talent magiczny, a rodzice dostrzegłszy
to, zaczęli mnie uczyć sztuk magicznych na co dzień i szkolić w
zaklęciach pomagając przy tym mi jak to tylko możliwe. Czary więc
były w moim życiu już na porządku dziennym, choć moją ulubioną
porą i tak była noc. Nie wiem czemu, może to przez mój magiczny
znaczek, jakim niewątpliwie był księżyc.
W każdym razie, wtedy także okazało
się, że moc mojej magicznej aury była wówczas nieco większa.
Oprócz zdolność rzucania zaklęć niedługo potem odkryłem w
sobie także inne zdolności. Na przykład zdolność do zmiany
kształtów.
Mogłem zmieniać się w co chciałem
od roślin po głazy a także inne zwierzęta. Najzabawniejsze było
jednak wtedy gdy mogłem zmieniać się w innych członków naszego
stada i trochę się z nich powygłupiać.
Ale gdy mój ojciec przypadkiem nakrył
mnie na moich małych wybrykach odbył ze mną bardzo poważną
rozmowę i zakazał robienia podobnych rzeczy w przyszłości bez
potrzeby. Po wszystkim powiedział nawet, że mam wyjątkowe
szczęście.
Ponieważ nikomu innemu się do tego
jeszcze nie przyznałem, dlatego nikt nie ma pojęcia czyjego
autorstwa były te drobne żarciki. Także po części mi się
upiekło, gdyż mogłem mieć z tego tytułu wiele nieprzyjemności.
Więc tajemnice o mojej mocy
zmiennokształtności zatrzymałem wtedy na prośbę ojca jedynie dla
siebie. Nawet Selena o niczym się nie dowiedziała.
A moja matka?
Podejrzewam że wiedziała o ojca, ale
nic nie powiedziała na ten temat.
Po pewnym jednak czasie odkrywałem w
sobie także jeszcze inne zdolności.
Tą kolejną z uwagi na wzrastającą
moc nocnej aury, była zdolność do manipulacji nocną pogodą.
Gdy chciałem niebo było zachmurzone w
jednej chwili, czasem nawet gdy coś mnie zdenerwowało w ciągu
dnia, to w nocy raz, oprócz deszczu, przypadkowo wywołałem na
sąsiedniej ziemi burzę z piorunami. Nie trwała ona wprawdzie zbyt
długo, ani nie była gwałtowna gdyż w porę się pohamowywałem,
jednak to że nie mogłem normalnie już w porze nocnej okazywać
większych emocji wcale mi się jednak nie podobało.
Zważywszy jednak na ostatnią moją
wpadkę, bałem się komukolwiek o tym powiedzieć.
Nie wiedziałem jak inni to przyjmą.
Dlatego postanowiłem fakt ten zatrzymać chwilowo dla siebie.
Kolejną sprawą był fakt, że z
czasem podobnie jak z nocą, czułem bardzo silną więź również z
księżycem.
Zdawało mi się że i nim mogę
manipulować. Uczucie było tak silne że pewnego razu postanowiłem
spróbować i nieco przesunąć go po niebie. Z trudem na początku,
ale udało się po chwili był w innym punkcie nieba, konkretnie to
na wschodniej jego części. Jednak postanowiłem po chwili odstawić
go na swoje miejsce nim ktoś się zorientuje. Ale gdy to zrobiłem
musiałem parę chwil później znów go poprawić, ponieważ jakimś
cudem zaczął on sam z siebie świecić w pełni. Poprawiłem to
wprawdzie, potem postanowiłem jednak już więc go nie ruszać.
Nie chciałem w nim czegoś zmienić
potem nieodwracalnie.
Choć z drugiej strony miałem dziwne
wrażenie i czułem jakby przesunął go ktoś inny.
Czy to możliwe że ktoś jeszcze ma
zdolności podobne do moich?
Hmm.
Nie to chyba niemożliwe...
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz