Kilka lat temu podczas panowania mnóstwa różnych stad na Lwiej Ziemi, na dalszym zachodzie od domu Simby, mieszkało Stado Korongo. Stado to nie było zbyt wielkie, ale żyło w harmonii ze sobą i otoczeniem. Warunki, w których mieszkało różniło się nieco od bujnych traw sawanny. Były, bowiem to Lwy skalne, znaczy to, że zamieszkiwały różnej wielkości groty w pionowym bloku skalnym ciągnącym się wzdłuż całego Wielkiego Wąwozu. Cała lwia rodzina w hierarchii ułożona była w porządku następującym: para dowodząca, lwice polujące(5), czujki stada(2), lwy obronne(3). Tradycja zakładała, że lwica dowodząca będzie zawsze traktowana na równi z mężem a Ich potomstwo będzie należało do stada na takich samych prawach co potomstwo innych członków owego stada. Nikt nie będzie się wywyższał i nikt nie stanie się „z góry” następcą „tronu”. Decydował o tym kodeks stada jak i również turniej Tolonis. Podczas takich zawodów, w których uczestnicy brali udział w różnorakich konkurencjach sprawdzana była ich odwaga, mądrość, siła, cierpliwość i pomysłowość – czyli 5 najważniejszych umiejętności władcy. Dodatkowym atutem zdarza się być talent magiczny.
Historia turnieju sięga kilkadziesiąt lat wstecz, kiedy to zdarzyła się po raz pierwszy sytuacja gdzie młode pary dowodzącej odmówiły bycia następcami i uciekły z terenów stada. Nigdy już nie wrócili a ich rodzice nie mogli mieć więcej potomstwa. Dlatego dowódca o dumnym imieniu Lachlan wymyślił turniej Tolonis i jego tradycja stosowana jest po dziś dzień z bardzo dobrym skutkiem. Talent magiczny nie zawsze ujawnia się w młodym wieku, ale wyzwalany bywa przez nagłe silne emocje, poza tym również nie wszystkie lwy ze stada posiadają taki dar. Ale dzięki turniejowi lwy i lwice mają możliwość sprawdzenia swoich umiejętności i być może odkrycia także owego daru.
*
Tego poranka, Para dowodząca wyznaczyła swoją grupę lwic przeznaczoną do polowań do upolowania posiłku. Czujki w postaci dwóch młodych lwów zajmowały już stanowiska zwiadowcze kilka km od siedziby stada. Czas upływał stadu na zwykłych sprawach, jednak duży biało niebieski lew niecierpliwie przechadzał się po wąwozie. W zamyśleniu mijał właśnie jedną z czujek – siedzący w cieniu sporego baobabu półtoraroczny lew z ciemną grzywą spoglądał na okolicę wypatrując niebezpieczeństw. Gdy dostrzegł zbliżającego się Masikio – czujka ukłonił się lekko i spytał: „ Czy stało się coś poważnego? Widzę, że jesteś zdenerwowany panie”.
- Dyson! Przyznaję, że nie zauważyłem Ciebie nawet, taki jestem zajęty myślami. Prawdę mówiąc czekam na coś i stąd te nerwy – odparł Masikio.
- To chyba niemożliwe, żeby groziło nam niebezpieczeństwo zawsze byłem czujny tak jak i mój starszy brat Samir ! – powiedział zdumiony lew.
- Nie martw się, nikt nas nie atakuje i zgadzam się, że jesteście najlepsi w swojej roli – uspokoił go dowódca i dodał – chodzi oto, że już wkrótce Jasiri będzie rodzić a ja będę ojcem!
- To wspaniała nowina, gratuluję! – krzyknął radośnie lew
- Dziękuję ci bardzo, ale nie ma w naszym stadzie żadnego szamana ani zielarza, który teraz mógłby się przydać. Martwię się, że jeśli moja żona będzie potrzebowała pomocy ja mogę ją tylko wesprzeć.
- Hm znam pewną lamparcicę – Kim, która trochę trudni się ziołolecznictwem ale jest bardziej samoukiem niż specjalistą – rzekł Dyson
- To wspaniałe wieści! Przyprowadź proszę Ją do naszej groty a Ja wrócę do stada i poproszę o zmienienie Twojej pozycji. – odpowiedział dowódca do oddalającego się truchtem czujki.
*
Odnalezienie Kim zajęło Dysonowi trochę czasu nie był też pewny, czy ona się zgodzi. Wiedział, że zgłębia trochę magię ziół ale co innego próbować czegoś na sobie a co innego stosować na kimś innym, a już zwłaszcza na parze przewodzącej stadu. Mimo to był oddany lwowi Masikio i stadu, Kim była bardzo niezależna i nie chętnie zawierała pakty i sojusze – zwłaszcza miała uprzedzenia co do lwów… Po małym zwiadzie udało się Ją namierzyć przy wodopoju w dalekiej części wąwozu, na widok lwa z ciemną grzywą drgnęła i pokazała kły. Nie było czasu na dyskusję gdyż słońce zaczynało już zachodzić a lew nie wiedział, kiedy mógł nastąpić poród. Dlatego zatrzymał się i zapytał wprost: „ Chcę poprosić Cię o przysługę i będę winny coś Tobie za nią, ale proszę pójdź za mną i pomóż pewnej lwicy, która lada chwila będzie rodzić”.
- Masz na myśli pomoc w postaci środków przeciwbólowych i wzmacniających? Przecież nie jestem apteką – prychnęła
- To ważne dla mnie osoby. Jeśli znajdziesz kilka leczniczych ziół i zgodzisz się pomóc w przyszłości będziesz mogła poprosić mnie o co zechcesz – będę winny ci dużą przysługę.
- Niech się zastanowię – odpadła Kim – Zgoda ale za dwie przysługi.
- Niech będą dwie… Proszę ruszajmy to kawałek stąd.
*
Już prawie zapadł zmrok gdy do groty dotarła Kim wraz z Dysonem, Jesiri leżała na świeżych zebranych liściach drzew z wąwozu i ciężko dyszała. Widać było, że nastąpiły pewne komplikacje z porodem, a Masikio nie wiedział co robić. Wówczas Kim podeszła do ciężarnej i cicho zaczęła do niej przemawiać słowa, które nie były naszym językiem, w czasie tej przemowy posmarowała pysk i łapy jakąś maścią, która miała zapobiec bólowi i faktycznie szybko było widać ulgę na twarzy lwicy. Następnie lamparcica, zaczęła głaskać brzuch Jesiri dalej odmawiając litanię dziwnych słów. Zdawało się, że lwica jest już zmęczona tym wszystkim, robiło się coraz później a końca porodu widać nie było. Kim czuwała przy niej dzielnie, w środku nocy chłodziła pysk lwicy by złagodzić gorączkę, natomiast Masikio i Dyson zostali wyproszeni z groty. Oba lwy wpadły na raz do groty po usłyszeniu nad ranem cichego pisku młodego potomka. Młoda mama trzymała słodkie fioletowe lwiątko, które oddziedziczyło kolor futerka po swojej mamie. Kim szykowała kolejną maść tym razem na wzmocnienie po długiej nocy i obiecała zostać kilka dni, oferując pomoc przy młodym i opiekę nad zdrowiem lwicy, na co Masikio z chęcią przystał. Para spojrzała na swoje pierwsze młode wraz z Dysonem i Kim i matka lwiątka powiedziała: „ Witaj nasza Kenzi”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz