23.01.2015

Rozdział 2 - Niepozorna zabawa

Dwa dni później całe stado z entuzjazmem oczekiwało ujrzenia nowej lwiczki w stadzie. Jednak mimo zadziwiająco miłej i uczynnej opieki Kim – matka Kenzi nadal leżała w grocie, wyraźnie osłabiona porodem. Kim zdiagnozowała u lwicy osłabienie organizmu wywołane długim, pierwszym porodem oraz na skutek tego złapanie małej infekcji powodującej kichanie. Mimo to, zgodnie z planami przywódca  Masikio wraz z córeczką wyszedł przed grotę i ukazał wszystkim zebranym swój mały skarb w postaci fioletowej lwiczki. Wąwóz wypełniły gromkie wiwaty i składane gratulacje świeżo upieczonemu ojcu. Lwice polujące przygotowały  wspaniałą ucztę i ogólnie panował bardzo dobry nastrój. 

Tylko sam jeden Dyson wydawał się być lekko markotny bądź też zmartwiony. Drążyło go wspomnienie o dwóch prośbach, na jakie przystał kilkanaście godzin wcześniej lamparcicy.  Słyszał o niej, bowiem liczne legendy, a jak to wiadomo z legendami bywa tak, że w każdej jest ziarenko prawdy. Niektóre dotyczyły tego, że lamparcica ma pakt z diabłem, stąd żyje samotnie i budzi postrach wokół. To, tłumaczyłoby ten dziwny język, jakiego używała przy łagodzeniu bólu Jesiri. Inne opowieści tyczyły się tego, iż złe i mściwe lwy niszczące kiedyś wszystko na swej drodze dopadły kiedyś Kim i straszliwie ją poturbowały. I to miało by sens, bo prawdą jest, że nienawidzi ówczesne lwy. Kim żyje z drugiej strony wielkiego wąwozu, który ciągnie się kilka kilometrów wzdłuż krańców Lwiej Ziemi. W tym wąwozie przyznać trzeba, że mieści się swego rodzaju raj. Zwierzyna lubi tu przebywać, gdyż przepływa tędy spokojna rzeczka tworząca u ujścia duży wodopój a roślinność daje cień – tak ważny w upalne dni.  Stado Korongo tak jak wcześniej wspominałam, nie było duże, ale nie było też zachłanne. Krąg życia był utrzymywany i wszyscy o tym wiedzieli. 

Ale inne zwierzęta, w tym najliczniejsze antylopy gnu wystrzegały się Kim bardziej niż lwów. Lamparcica budziła respekt sam przejściem koło innych stworzeń, być może dlatego, że była nadzwyczaj szybka, miała bardzo wyczulone zmysły no i oczywiście znała magię. Wśród obecnego stada Korongo magię znały tylko trzy lwy. Należała do nich matka Kenzi – Jesiri, piękna lwica o sierści w barwie kwiatów wrzosu, Esther – jasno pomarańczowa lwica polująca o brązowych oczach i kilku bliznach na pysku i przednich łapach oraz znany ze swej taktycznej obrony lew Vincent, o grzywie czarnej jak smoła, zielonych oczach i ciemno zielonej sierści. Wspominałam również, że talent magiczny wyzwala się przy odczuciu silnych emocji, warto nadmienić także, iż bywa też dziedziczny, ale może dać o sobie znać zarówno w pierwszym jak i  w co drugim pokoleniu. Dlatego wiele lwów zastanawiało się czy młoda Kenzi będzie posiadać taki talent czy też nie. 
***
Odkąd na świecie pojawiła się nowa iskierka życia, dni przemijały zaskakująco szybko. Lamparcica Kim wróciła już do siebie, a dumni rodzice pilnowali na zmianę coraz szybciej rosnącej pociechy. Wprawdzie minął dopiero miesiąc od jej narodzin, ale samiczka miała zdrowy apetyt, rosnącą ciekawość i hart ducha. Uwielbiała zaglądać wszędzie i wszystko wiedzieć, tym razem postawiła sobie za cel pobawić się w szukanego i wiedziała dokładnie jaki lew ma na to cierpliwości tyle, żeby przyłączyć się do jej zabawy. Tyle, że najpierw musiała przekonać bardzo troskliwego tatę…

- Tatooo !!! Czy mogę iść się pobawić? – zaczęła skromnie.
- Przecież w grocie i przed nią masz dużo miejsca na swoje harce – odpowiedział jej ojciec.
- No tak, ale… ja bym chciała się pobawić z kimś jeszcze… – rzekła lwiczka.
- Coś czuję, że kombinujesz jak się da, żebym cię puścił trochę dalej od domu, co córeczko? – odpadł domyślnie Masikio – czy myślimy o tym samym lwie teraz?
- Wiedziałam, że się zgodzisz! Możesz mnie nawet odprowadzić do niego ! – krzyknęła rozradowana Kenzi przy okazji rzucając się na szyję ojcu.
- Dziękuję Ci za pozwolenie córeczko – z uśmiechem na pysku zażartował lew i dodał – zatem w drogę. 
***
Można powiedzieć, że Dyson oczekiwał wręcz przybycia Kenzi. Od chwili gdy ją zobaczył bardzo polubił i z wzajemnością. Nie żałował obietnicy danej Kim – bo wiedział, że było warto. Także przywódca był mu wdzięczny i mianował swoim pomocnikiem przy opiece nad córką. Gdy Masikio zbliżył się do Dysona, mała Kenzi już podskakiwała nad ziemią drąc się w niebogłosy:

- Dyson ! Dysoooon! Huuraaaa! Jak miło Cię znów widzieć ! 
- Ciebie również o Pani – zawołał lew
- Przyprowadziłem Twoją ulubioną księżniczkę do zabawy. Wiedz, że bardzo nalegała na odwiedziny – powiedział Masikio – idźcie się przejść niedaleko i pobawić trochę, a ja zastąpię dziś Ciebie na stanowisku.
- Dziękuję Masikio. To w co chcesz się bawić dziś? – powiedział Dyson
- Ano dziś to ja bym chciała w… chowanego! Ja pierwsza! A Ty licz do dziesięciu i zamknij koniecznie oczy i połóż się z grzywą do ziemi i… 
- Ej no! Aż taki stary nie jestem, żeby nie pamiętać jak się bawi w chowanego – wtrącił się lekko urażony lew
- Dobra już dobra. To licz! – dorzuciła Kenzi i wsio! Tyle ją było widać. 
Niepokorna lwiczka bardzo chciała pozwiedzać nowe tereny, a zabawa w szukanego to był świetny pretekst do tego. Jednak nasza młoda bohaterka nie wiedziała, że może ją spotkać inna przygoda, na którą nie była jeszcze przygotowana… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga