„Gdy tylko ujrzałem jej sylwetkę,
Bezwładną niczym marionetkę,
Serce moje drgnęło a puls przyśpieszył,
Od razu z pomocą, mój duch pośpieszył.
Była nieprzytomna, ledwie żywa,
Cóż za istota sprawiła to parszywa?
Dotknąłem jej twarzy i ciała łapą,
Szukałem zranień, jakby była mapą,
Z punktami czerwonymi,
I siniakami licznymi.
Ku zdumieniu mojemu, ran żadnych nie wypatrzyłem,
Zatem może zemdlała ze zmęczenia – zauważyłem.
W jednej chwili podjąłem decyzję pomocy,
Nie powstrzymaliby mnie nawet Wielcy Prorocy!
Delikatnie włożyłem ją na mój grzbiet,
Głowa lwicy na mojej ułożyła się jak kaszkiet.
Piaskowa sierść nieco przybladła,
Chęć życia i energia już opadła.
Podczas gdy ona wyglądała coraz marniej,
Biegłem co sił, słońce grzało i robiło się parniej.
Rozpoczęła się sucha pora,
Dla samotnych zwierząt to zmora!
Lecz JA nie pozwolę, by Śmierci Diwa,
Zebrała już teraz swoje pierwsze żniwa!”
***
Jak postanowił tak też planu się trzymał. Mknął lew z piaskową lwicą na plecach, poprzez suche, spierzchnięte grudki ziemi. Choć dopiero co pora sucha się zaczęła dla samotnych, słabych nie tylko ofiar drapieżników ale i samych drapieżników, to bywały ciężkie chwile. Na Lwiej Ziemi stada łączyły się w całość, aby przetrwać, lwice okazywały się być dwulicowe i kłamliwe. Tak ten lew wiedział sporo o tym. Zdecydował się opuścić swoich przyjaciół, bo został paskudnie oszukany przez ukochaną. A przecież był dobry, uczuciowy, lojalny i chciał tylko kochać i być kochany. No przecież każdy o tym marzy! Lew potrząsnął lekko głową, żeby ogarnąć myśli, ale uważał, aby łeb lwicy się nie zsunął w dół. Kimkolwiek by nie była nieznajoma, nie mogła być zła. Wyglądała tak niewinnie. Tak pięknie, mimo zmęczenia i osłabienia. Prawie jak anioł. Lew wiedział, że uratuje ją za wszelką cenę, zawsze już będzie ją chronił. Niczym prywatny Stróż.
Zanim odnalazł lwicę, bohaterski lew ulokował sobie tymczasowe miejsce w jamce powstałej z kłębiska grubych korzeni, trzech drzew palmowych i malutkim wodopoju, wraz z nadchodzącą pełnią suchej pory, zapewne trzeba będzie upuścił to miejsce, bo i woda wyparuje i drzewa obumrą, ale jeszcze kilka dni można tu mieszkać. Także teraz para lwów zmierzała tutaj. Po kilku chwilach biegu, lew trochę dyszał, ale niezmiernie cieszył się z uratowania lwicy. Na liściu palmowym przyniósł wody i wykorzystał jej część do ocucenia nieznajomej, reszta miała posłużyć jej do picia. Lew zamierzał upolować coś na kolację ale najpierw chciał sprawdzić stan zdrowia piaskowej lwicy.
***
Maili poczuła, że pada na nią drobny deszczyk. Pamiętała jak przez mgłę, że upadła z wycieńczenia organizmu, na suchą jak wiór ziemię. Więc skąd do licha ten deszcz? Niemożliwe, żeby tak szybko przyszła znów pora mokra! Chciała podnieść łeb, ale nie miała siły. Z trudem też podniosła powieki, zobaczyła wówczas obcego jej kompletnie lwa, który kropił ją wodą, chcąc ocucić. Miał jasno brązową sierść i kasztanową grzywę i nos. A do tego takie wyrozumiałe i mądre oczy. Zdaje się, że właśnie to On uratował jej życie. Dlaczego? Własna rodzina i życiowy – tak myślała lwica – partner ją oszukali. Dlaczego, ten lew miałby być inny?
- Jak się czujesz? Podsunę Ci wody, na pewno jesteś bardzo słaba, nie wiem jak długo leżałaś na tym słońcu, zauważyłem kilka sępich piór koło Ciebie, ale nie masz żadnych ran. Na szczęście. Nie wiedziałem czy woda pomoże Cię ocucić – lew zalał ją litanią słów.
- Ttaakk w mmiiaaarę dddooobrrzzee – wymamrotała Maili i zadrżała z zimna.
- Rany! Zaraz Cię ogrzeję! – lew przyniósł liście palmowe i okrył niczym kołderką lwicę poczym nieśmiało położył się obok niej, żeby także ją ogrzać – mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza – na pysk brązowego lwa wypłynęły dwa czerwone rumieńce.
- Nnniiee ppprrzzzeszzkkadzzaa … iii ddziiiekuujeee – wyszeptała lwica i z chęcią na ile pozwalało jej osłabione ciało przytuliła się do lwa – jjeessstteemmm Maaaiili – dodała.
- Ciii Aniołku, odpoczywaj, zaśnij jeszcze Maili. Ja jestem Joe. I zrobię wszystko, żeby wróciła do formy. Poleżę jeszcze tu chwilę, a potem upoluję kolację, żebyś zjadła coś konkretnego, bo wiem, jaka jesteś głodna – odparł zatroskany Joe.
Maili zasnęła, drżąc nadal z zimna. Była osłabiona i stąd te dreszcze. Oddychała spazmatycznie i kurczowo trzymała liście palmowe przy sobie. Serce ściskało się na sam widok lwicy.
Joe nie ociągał się ani chwili, wyruszył na szybkie polowanie. Miał szczęście, bo z racji, że pora sucha się zaczynała niektóre zwierzęta były jeszcze w pobliżu, i to całkiem okazałe sztuki. Podczas licznych polowań z przyjacielem Chappem, nauczył się różnych sztuczek pozwalających na niezłą zdobycz. I tak też się stało. Zadowolony targał właśnie konkretną antylopę. Będzie się opiekował piaskową lwicą. Będzie pomagał jej jeść i napoi ją. Pomoże jej wstać i będzie ogrzewał. I nigdy nie pozwoli jej cierpieć. Nikt jej już nie zrani. Nigdy! W głowie Joe’go ból jaki inna lwica mu zadała zdawał się być lżejszy, czuł, że nie znalazł się tu przypadkiem, że jego przeznaczenie związane jest z losami Maili. I w głębi duszy pragnął bardzo, aby to się spełniło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz