17.02.2015

Rozdział 22 - Spotkanie po latach

- Joe i Maili –
Para lwów wędrowała już dość długo w poszukiwaniu ojca lwicy. Pomału ta zaczęła czuć rozczarowanie, obawiała się, że te poszukiwania na próżno są odbywane. W końcu gdzież oni już nie byli? W rajskich szlakach, na pustyni, w dwóch przesmykach górzystych, nawet pytała kilka ptaków o jakieś wieści dotyczące lwiego stada nieopodal. Joe pocieszał swoją partnerkę, że jeszcze nie wszystko stracone i trzeba mieć nadzieję. W zasadzie, obydwoje nie wiedzieli, iż istotnie zbliżają się właśnie do celu. W momencie, gdy weszli w Wielki Wąwóz, Maili pierwsza dostrzegła lwie sylwetki małej grupki zwierząt, pod cienistym drzewem. Jakież było jej zdziwienie, gdy podbiegła bliżej i poznała, kto tam jest.
- Alex?! Liosa?! – ccooo WY TU robicie??? – krzyknęła głośno.
- Maili ! Jak dobrze Cię widzieć, w końcu Cię odnaleźliśmy ! – również krzyknął Alex.
- Ależ ja, nie wiem co powiedzieć. Tak bardzo tęskniłam za Wami ! – Maili przyśpieszyła kroku i przytuliła brata, po czym ze wzruszeniem podbiegła do siostry.
- Maili, ja… przepraszam za to jaka byłam – wyszeptała Liosa wtulona w futro siostry – skrzywdziłam Cię i Alex miał rację, nie sława a rodzina są najważniejsze.
- Dokładnie! Warto też poinformować Twoją siostrę, że będzie ciocią, prawda Kochanie? – zażartował Airril.
- Serio?! Liosa ! To cudowna nowina ! – znów krzyknęła, podekscytowana piaskowa lwica.
- Ekhm, przepraszam, że Wam siostrzyczki przeszkadzam, ale Maili, nie zapomniałaś o kimś? – zapytał rozbawiony Alex.
- Rany! – Maili pacnęła się łapą w czoło, po czym wykonała gest przywoławczy dla Joego – mili moi, oto Joe, lew, który uratował mi życie, po tym jak odeszłam od Was i zgubiłam się na pustyni.
- No ! Takiego bohatera potrzeba naszej siostrze – odezwała się Liosa, po czym przedstawiła siebie, Alexa i Airrila.
- Skoro wszyscy się już znają, to co teraz? – zapytał Joe i w tym momencie, cała piątka lwów stanęła jak wryta.
Tuż przed nimi, stały bowiem dwa wielkie lwy.
- Stado Korongo –
Vincent pilnował „opętanego” Samira, który teraz zdawał się nie pamiętać całego zajścia z Masikio. Cały czas twierdził, że faktycznie nie był szczególnie zadowolony z wyprawienia Turnieju Tolonis, jednak nigdy nie byłby zdolny do ataku na swego dowódcę. To nie było szczególnie przekonywujące, zwłaszcza dla naszego magicznego obrońcy.
Masikio zaś stracił drugą czujkę stada. Musiał wysłać kogoś na zwiady, czy aby faktycznie ktoś się nie zbliża do nich, zdecydował się na Dana i Tamira. To i tak tylko na te dwa dni, do Turnieju. Potem będą oni musieli być wraz z resztą stada. Tymczasem, przygotowania były coraz mniejsze.
Dzięki Esther, pomarańczowej lwicy i przewodniczki lwic polujących na arenie Turnieju, wyrósł najważniejszy element tegorocznych konkurencji. Albowiem, lwica ta tuż po nieżyjącej Jesiri, miała potężny talent magiczny związany ze zmianą otoczenia na dogodne dla np. polowania, potrafiła zarządzać roślinnością, sprawiając, że ta byłaby wyższa, czy zmieniać kształty skalnych bloków. To właśnie ona utworzyła sieć grót skalnych dla całego stada. A teraz korzystając ze swojej mocy, stworzyła labirynt roślinny, upleciony z gąszczu bluszczy i lian. Pozostałe lwice, miały za zadanie oznaczyć w środku miejsca konkurencji.
Masikio miał pewne obawy jak to w praktyce będzie wyglądało, ale najgorsze miało i tak nadejść w dniu Turnieju.
*
Podczas obchodów terytorium stada, Dan i Tamir postanowili pójść nieco dalej, w głąb kanionu i wtedy dostrzegli grupkę lwów, obcych dla stada. Oba lwy stanęły twardo łapami na ziemi. Przyglądali się grupie. Dwie lwice, jedna nieco zaokrąglona, młody lew i dwa dorosłe samce. Dan, jako obronny lew kalkulował już szansę na wygraną walkę, było ich dwóch, ale mieli doświadczenie i ostatecznie mógł załatwić jakieś wsparcie lwic. Kasztanowy lew zaryczał donośnie i czekał na reakcję.
Tamir zaś wzdychnął w myślach, ten to zawsze musi szykować się do walki. W końcu negocjacje jakieś też by nie były takie złe. A póki co, te lwice miały coś takiego w sobie, co przykuwało jego uwagę. Te oczy, zwłaszcza tej nieco szczuplejszej lwicy, takie mądre, spokojne. Ich złocista sierść i wygląd młodego lwa, taki sam odcień burgundowej sierści jak u niego. Tyle, że nie miał takiej samej rubinowej grzywy, a bardziej piaskowej barwy. Tamir był w szoku. Czy to aby możliwe?
- Selena… – szepnął cicho lew.
- Tamir? Wszystko dobrze, że z Tobą? – zapytał jego towarzysz.
- Czy znacie Selenę?! – krzyknął tymczasem burgundowy lew do grupki przed nimi.
- Jak moglibyśmy nie znać. Przecież to była nasza matka! – odkrzyknęła mu Liosa, z łzą w oku.
- Była? – Tamir otworzył szerzej oczy i podbiegł do grupki – Była? Jak to była? Nie żyje?! – powtórzył znów lew.
- Tato, to Ty? – zapytała tym razem Maili – ona… ona.. – lwica nie mogła wydusić słowa.
-… ona odeszła… po tym jak nie wróciłeś do nas. Dlaczego nas zostawiłeś?! – dokończyła za siostrę Liosa.
- Ja.. nie pamiętam.. Byłem w stadzie Korongo, pytałem u Masikio o przyłączenie, miałem wrócić ale nie pamiętam co się wydarzyło. Dan? A ty coś wiesz o tym? – Tamir zapytał kasztanowego lwa.
- Przykro mi, ale nic nie wiem na ten temat. Faktycznie wiem, że rozmawiałeś o przyłączeniu się do nas wraz ze swoją partnerką, ale potem już przestałeś o tym mówić, a kiedy zapytałem o nią, warknąłeś na mnie, żebym się zamknął, bo nikogo takiego nie znasz.
- To okropne, tak nas samych zostawiłeś – Maili zapłakała na wspomnienie tej chwili – i takie dziwne, że teraz nas rozpoznałeś.
- Nie pamiętam tego, co moje siostry, ale chcę mieć lepsze wspomnienia z Tobą tato, czy Ty pamiętasz o tym, że masz jeszcze syna? – odezwał się cicho, milczący do tej pory wiśniowy lew.
- Alex, pamiętam Cię, jako małe lwiątko. Pamiętam, że upolowałem zebrę na ucztę dla Twojej mamy i sióstr, Maili i Liosy. Pamiętam, szczęście Seleny, gdy się narodziłeś. Radość, gdy Twoje siostry były takie małe, nawet to, że wygnali mnie z mojego rodzinnego stada, nie przekreśliło miłości dla Waszej matki – powiedział lew.
- Skoro nie zamierzamy walczyć, to może przedstawimy Twoją rodzinę Masikio? – powiedział Dan.
- To dobry pomysł, tym bardziej, że trzeba porozmawiać o tym co u Was, nadgonić zaległy czas. Czy dobrze mi się wydaje, że będę dziadkiem? – zapytał Tamir, uśmiechając się znacząco do swojej córki, Liosy.
- Jesteś spostrzegawczy – zaśmiała się lwica – owszem będziesz, a to mój partner, a ojciec dziecka, Airril – dodała Liosa.
*
Gdy Tamir rozmawiał ze wzruszeniem ze swoimi dziećmi i przyszłym zięciem, Dan szedł spokojnie z tyłu rozmyślając o tym co wcześniej powiedział Tamir na głos. Kasztanowemu lwu przypomniało się jeszcze, że wtedy po rozmowie z Masikio, Vincent rozmawiał z Tamirem w swojej grocie kilka chwil.  Po tym czasie, Tamir zapomniał o swojej rodzinie. Kim jest wobec tego, tak naprawdę Vincent?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga