- Stado Korongo -
Stado Korongo zgromadziło się przed grotą ich obecnego jeszcze dowódcy, Masikio. Miał on wygłosić dzisiejszą przemowę rozpoczynającą turniej Tolonis. Nastrój był bardzo napięty, niektóre lwy spośród stada nie mogły nadal uwierzyć, w to, iż sam turniej faktycznie ma mieć dzisiaj swe miejsce.
Zawodnicy stanęli w pierwszym rzędzie, jak przystało na tradycję, mieli na szyjach zawieszone puste woreczki na rzemykach, to tam mieli umieścić swoje nagrody zdobyte w poszczególnych konkurencjach. Ten zaś, kto zgromadził ich najwięcej miał być zwycięzcą. W związku z tym, że do stada dwa dni wcześniej dołączyła odnaleziona rodzina Tamira, tradycja nakazywała, aby jego syn, Alex, także był uczestnikiem turnieju.
Livaah, córka Masikio i nieżyjącej Jesiri, najbardziej obawiała się turnieju. Nie czuła się ani gotowa ani chętna na pierwsze miejsce. Rozumiała potrzebę ojca na to, aby miał on zastępcę, aczkolwiek ona sama nie przeszła odpowiedniego szkolenia, aby brać udział w pojedynkach. Ponadto bardzo polubiła Yana, choć nie była w nim zakochana, nie chciała go skrzywdzić, a czuła, że podczas turnieju być może będzie do tego zmuszona. No i jeszcze ten cały Alex. Jaki jest i czego po nim, można się spodziewać?
Yan, syn Vincenta i Fionny, przyjaciel Livaah, choć prawie każdy mówił na nią Liv. Troszczył się o nią, po tym jak umarła jej matka, był dla niej prawie jak brat. Nawet być może chciał być kim więcej, a teraz? Jest jej rywalem na drodze ku władzy. Jak mógłby ją skrzywdzić? Pozostaje mu ochraniać ją przed tym synem Tamira. Bo nigdy nie pozwoliłby ją zranić.
Alex, syn Tamira i nieżyjącej lwicy Seleny. W życiu nie spodziewał się, że odnajdując swego ojca wpadnie w wir jakiegoś turnieju, a tym bardziej, iż jeszcze może zdobyć władzę w tym stadzie, gdyby go wygrał. Czuje na sobie złowrogie i nieufne spojrzenia członków tego stada. Choć wie, że może liczyć na wsparcie swych sióstr i troskę ojca, też ma pewne obawy. Nie jest lwem magicznym tak jak prawdopodobnie ta cała Livaah. Generalnie jej kolor sierści przypomina mu o Kenzi. Czyżby to była jej rodzina?
- Witajcie moi Drodzy, stoję tu przed Wami Wasz Masikio. Tak jak kiedyś stanął na tej skale nasz Drogi król Lachlan i rozpoczął tą tradycję. Rozumiem, wasze obawy i nieufność wobec tej sytuacji. Ale wiecie sami, że teraz gdy Livaah jest już starsza a ja pozostałem sam, nie mogę pozwolić aby nasze stado ucierpiało albo pozostało bez przywódcy. Dbam o porządek i bezpieczeństwo całego stada – przemówił Masikio.
- Masikio, ale wiesz przecież, że są inne metody. Możesz tylko przekazać władzę swej córce, zmienić tradycję! – powiedziała lwica Fionna, o miedzianej sierści.
- Wiesz dobrze, że nie mogę tego uczynić. Żyjemy zgodnie z tradycją od pokoleń. Tak jak ja brałem udział w tym turnieju i wygrywając go zdobyłem serce mojej żony, tak właśnie dziś na ostatku pory suchej, JA organizuję ten turniej – pewnym głosem odpowiedział jej lew.
- A co z Kenzi?! Niech ona będzie następczynią! Nie walczmy o tytuł dowództwa a przyznajmy go tej, który powinna go otrzymać! – wtrącił dorosły lew o pomarańczowej sierści i ciemnobrązowej grzywie.
- Któż śmiał wypowiedzieć imię mej zaginionej córki! Wrrroooaarr !!- zagrzmiał ryk białego lwa o niebieskich oczach i granatowej grzywie.
- Ten, który wie, że ona żyje. – odezwał się ponownie pomarańczowy lew.
- Wyjdź i pokaż się tchórzu! Chowasz za tłumem jakbyś bał się okazać przede mną ! – zawołał Masikio.
- Nie miej takich obaw, to jestem ja, Dyson – lew nadszedł z zacienionej strony rozrosłego labiryntu, będącego pierwszą „areną” turnieju Tolonis. W niedalekiej odległości snuła się dusza Jesiri, lecz tylko Dyson mógł ją widzieć.
- Wygnaniec powraca z banicji. Dobrze, wiesz co teraz Cię czeka Dysonie, zdrajco… – wymamrotał Masikio.
* * *
Jednak w tym momencie na niebie ponad stadem pojawiły się ciemne burzowe chmury, których nie powinno być o tej porze nad Afryką. Chmury były granatowej i fioletowej barwy a grzmoty i pioruny siały spustoszenie. Niektórzy członkowie stada rozbiegli się do swych grót, Liv schowała za ojcem a Alex osłaniał siostry wraz z ojcem i Airrilem. Zaś spośród kłębów chmur pojawiły się błękitne błyski i ku ziemi przywędrowały trzy nowe postacie. A były to dwie młode lwice i lamparcica trzymająca w pysku splecioną z gałęzi laskę na szczycie jej były dwa rogi złączone ze sobą rogi nosorożca tak, że całość wyglądem przypominała literę „Y”. Lecz to nie koniec dziwnych rzeczy. Po wylądowaniu na ziemi, można rzec tuż u łap lwa Masikio, lamparcica uniosła się na tylnych łapach, i w pozycji stojącej ubrała czarną pelerynę, zaś przy pomocy swego kija obie lwice znalazły się na niewidzialnych smyczach, a sama lamparcica ukłoniła lekko i powiedziała:
- Witam, witam, dla tych którzy mnie nie pamiętają przypomnę jestem Kim, widzę, że przyprowadziłam wam zgubę w sam raz na turniej. – odezwała się kocica, a widząc przestraszone twarze stada dodała – nie macie czego się lękać, zawsze powtarzam, że najważniejsze jest odpowiednie wejście ! Ha ha ha ! Po za tym zabawa dopiero się zaczyna ! – dodała Kim ze złowieszczym błyskiem w oczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz