Arena druga – żywioł wodny
„Cel: znaleźć białą gwiazdę, która błyszczy fioletową poświatą.”
Gdy czwórka naszych bohaterów zgromadziła się na środku labiryntu, Kim machnęła swoją laską i nad ziemią Stada Korongo zgromadziły się burzowe chmury. W ten zaczął padać deszcz. Ulewny i intensywny, tak silny, że woda zmiotła z powierzchni ziemi cały labirynt i członkowie stada musieli wspinać się na skalne półki.
Lamparcica śmiała się zaś szyderczo i obserwowała jak młode lwice dryfują w dół urwiska. Ranny lew Yan, wpadł na spiczastą skałę, tak, że mocno rozciął sobie tylnią łapę. Alex podpłynął do niego, pomagając zatamować krwawienie. Natomiast obie siostry trzymając się za łapy rozglądały pod wodą, w poszukiwaniu gwiazdy. Jednak bezskutecznie. Lecz gdy wypłynęły, aby zaczerpnąć powietrza, walcząc z silnym nurtem z całym impetem zatrzymały się na drzewie. A gdy spojrzały wyżej ku koronie, dostrzegły białe gwiazdy, owoce magicznego drzewa.
- Liv pomóż mi! Sama tam nie wejdę ! – powiedziała Kenzi do młodszej siostry.
- Kiedy ja, nie umiem wspinać się! To, to nietypowe dla lwów, nawet skalnych – lwica z gwiazdami na ciele, miała wątpliwości, bała się.
- Nie bój się! Ja pomogę Tobie, zaufaj mi – Kenzi spojrzała w głąb oczu Livaah, po czym wspięła się na niższą gałąź, mocno odpychając od podłoża ziemi i wbijając silnie pazury w korę, gdy już tam była, podała jej łapę – chodź, będę Cię mocno trzymać!
- Kenzi ja nie dam rady, nurt jest za silny, zabierze nas obie! Nie dam rady, nie umiem… – Liv uroniła kilka łez, które odpłynęły wraz z wodą.
- Wierzę w Ciebie, tak jak moja przyjaciółka uwierzyła kiedyś we mnie. We dwie damy radę odeprzeć całe zło. Nie liczy się ten Turniej, liczy się to, że odnalazłyśmy siebie. Ja wiem, że damy radę przetrwać wszystko. Chwyć mnie za łapę siostro! – powiedziała pewnym głosem Kenzi.
I Livaah tak postąpiła. Lwice wzajemnie pomagając sobie, zaczęły budować więź rodzinną, pierwszy raz miały okazję zrobić coś wspólnie. I mimo tego, jak bardzo były różne, inaczej wychowane, obie czuły, że to, co je łączy, nigdy nie przepadnie. Wspólnie mogły wszystko! I zdobyły ten owoc, a wtedy woda przestała płynąć, choć chmury dalej przesłaniały niebo. Nastała, bowiem prawdziwa pora deszczowa, którą nie Kim mogła sterować a siła Natury.
*
Arena trzecia – burza piaskowa
„Cel- Liczy się spryt i wytrzymałość dzięki temu powstanie trzeci element w postaci metalowej obręczy.”
Na tej arenie nie chodziło o wiele. Nie utonąć w piasku, to przecież musi być łatwe. Bo tak. Lwy współpracowały. Liv trzymała z Yanem, bo był jej przyjacielem. Jego rana przestała krwawić, lecz osłabiła mocno lwa, który kulał przez to. Za to Kenzi stała po stronie Alexa, który zaczynał jej imponować czymś, czego nie potrafiła jeszcze nazwać. Fioletowa lwica wiedziała, że musi użyć KOT’a. Co znaczy: Księżycowej Ochronnej Tarczy. Kiedyś wraz z Arishe wymyślały nazwy dla swoich zaklęć, na myśl o tym, fioletowa lwica uśmiechnęła się nieznacznie. Lecz zaraz po tym uświadomiła sobie, że musi obronić swoją przyjaciółkę przez zemstą lamparcicy. Tyle, że jej tarcza mogła chronić tylko ją. Przez cały czas nauki u Kim, nie uczyła się sposobów na powiększenie tarczy. Teraz miała przykład tego, dlaczego tak było. Wrrr wredna kocica.
Zamieć piaskowa nie trwała dłużej niż wcześniejsza powódź. Gdy opadł kurz zza zasłony ukazał się widok Liv, która krztusiła się piaskiem zasypana w połowie, gdyż przed nią leżał nieprzytomny i wyczerpany Yan. Kenzi machnięciem łapy sprawiła, że jej tarcza ochronna zniknęła. Ale nigdzie nie widziała Alexa. Gdzie on zniknął? U łap lwicy spoczywała błyszcząca metalowa obręcz.
* * *
W tym czasie Joe wraz z Maili udali się do Lwioziemców. Nama miała niedługo urodzić, Liosa była w mniej zaawansowanym stanie, jednak w trosce o nią Maili poprosiła partnera o znalezienie dla niej schronienia. Po chwili oczom Joego, Maili, Liosy i Airrila ukazała się grupa lwów, których przybyło nieco więcej. Joe był zaskoczony widokiem Kovu, Chaki i Tombi wraz z Wakku. Przecież, gdy nakazał grupie przyjaciół Chappa zaczekać nie spodziewał się większego grona. Zapomniał też zupełnie o Krzywince. A ta czekała już z dość oburzoną miną.
- Joe! Jak miło Cię widzieć – lwica wtuliła się w jego grzywę, na chwilę przybierając szczęśliwy wyraz pyska.
- Krzywinko! Ja .. no ja – Joe zająknął się, poczuł się głupio tak przy Maili.
- Joe. Ja rozumiem. Choć to dziwna sytuacja, po tym co mi mówiłeś o Krzywince… Ale to chyba nie ma już teraz znaczenia prawda? – lwica przejęła inicjatywę.
- Oczywiście, że nie ma znaczenia. Joe wrócił do mnie! – krzyknęła Krzywinka, po czym stanęła przed Maili – rozumiesz, prawda?! – dodała warcząc cicho.
- Nie będę z Tobą walczyć! Ale uświadamiam Ci, że Joe jest moim partnerem. Uratował mi życie. I ja uratowałam Jego. To już się nie zmieni – dosadnie odpowiedziała jej piaskowa lwica.
- Krzywinko, zrozum. Między nami nie było już tego co kiedyś. Łączyło nas coś niesamowitego, ale to przepadło. Z wielu powodów. Teraz jestem z Maili. A to nie czas i pora, aby walczyć między sobą – Joe otrząsnął się w końcu.
- Rozumiem, że jesteście przyjaciółmi Joego z Lwiej Ziemi? Opowiadał o Was, moja partnerka Liosa jest w ciąży, tak jak Ty Namo. Myślę, że powinnyście odpocząć od tego napięcia w grocie. – odezwał się Airril.
- Dokładnie! Nasze moce wkrótce będą w pełni ukształtowane, jednak musimy obmyślić strategię działania. Joe, która grota jest najlepsza? – zapytał Emachel.
- Zaprowadzę Was. Panie przodem – powiedział lew, a za wyszły na przód Liosa i Nama, za nimi udali się Airril i Emachel w eskorcie, tuż obok szedł Joe.
*
Tymczasem Krzywinka mierzyła nadal wzrokiem Maili. A ta wytrzymując jej spojrzenie, opowiedziała pozostałym o ataku Kim na stado Korongo i trwającym teraz turnieju Tolonis, w którym jeszcze nastolatki walczą o przetrwanie. Widać było po słowach Maili, że przejmuje się tym, zwłaszcza, że jej młodszy brat zniknął podczas turnieju w niewyjaśnionych okolicznościach.
- Nie brzmi to za dobrze, w dodatku wyczuwam, że mój brat podążył naszym śladem, będzie tu już wkrótce – dodała Lee.
- A skoro Mheetu tu idzie to i Daraka przyciągnie! Na pewno nie będzie tam siedział sam ze strażą. Jest za sprytny na to i pewnie, również on ma chrapkę na zemstę za zabranie stąd Ember – odezwała się Nid.
- To będzie trudna wojna, ale posiadając magiczne zdolności i mając dobrą strategię, możemy ją wygrać. Nawet przy tak małym stadzie – powiedział Vela.
- Tak bardzo pomyliłem się, oddając władzę w łapu Mheetu.. Myślałem, że będzie inny, że nie będzie dążył tak ślepo do władzy i zemsty. Przepraszam, Ciebie Ojcze, zawiodłem nasz ród – przyznał na głos Chaka.
- Synu, nie jesteś jasnowidzem. I ja miałem wątpliwości, co do tego lwa, ale każdemu trzeba dać szansę – odpowiedział Kovu.
- Mój brat ma swoją armię. Trzeba zwołać resztę stada Korongo, żeby wiedzieć co dalej poczynić. Maili możesz ich zwołać? A co z przywódcą stada? – zapytała Lee.
- Widziałam, jak ta diaboliczna lamparcica walnęła nim o skałę, jest nieprzytomny, ale sprawdzę jego stan – powiedziała Maili i odbiegła.
- Dobra, jak Emachel wróci i Joe, trzeba podzielić się na grupy, lwy magiczne z nie magicznymi. Może uda nam się wykorzystać podstępem tą lamparcicę. Słyszałam, że ona nienawidzi lwów, może by tak skierować jej złość na Daraka? Podpuścić go, że ona też brała udział w uwolnieniu Ember, że chciała ją dla siebie. Co myślicie? – zaproponowała Tombi.
- Chciałbym pomóc mojemu synowi. Ja wiem, że Tandi usilnie pchała go do objęcia władzy, ale gdyby móc jakoś odwrócić to wszystko? Udać się z nim na wędrówkę, jak ojciec z synem. Ubolewam nad tym, co się stało, gdy odszedłem – dodał od siebie Wakku.
- Zdecydowanie, kto inny musi rządzić Lwią Ziemią. I myślę, że znam takiego lwa, który byłby najlepszym kandydatem – odezwał się Chaka tajemniczym głosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz