Nadszedł ten dzień. Gdy Darak uderzył króla Lwiej Ziemi wszyscy wiedzieli, że przyszła pora na atak. Niezależnie od pochodzenia, od podziału na magicznych i nie magicznych, każdy lew i lwica poczuli zew walki. Szala wygranej wydawała się opadać na korzyść dobra, aczkolwiek Kim nie była sama. Towarzyszył Jej Darak, którego poznała kiedyś za młodu, który mimo, iż zaprzedała duszę diabłu w ramach zemsty na zabójcach jej rodziny, nauczył ją przetrwać. Polować. I bezustannie podsycał nienawiść do lwów. Ten lew był zły do szpiku kości od samego początku i niesamowicie potrafił tworzyć mrok w sercach zagubionych i gniewnych zwierząt. Lamparcica miała też asa w rękawie, a nawet dwa takie asy.
* * *
Gdy Kim czaiła się ze swoją laską mocy, tuż za plecami Daraka, po ich prawej stronie siedziała zielona lwica Arishe. Lwica ta była zakładniczką Kim, przywiązana na niewidocznie prawie smyczy, zaciskającej się na jej szyi przy próbie ucieczki. Ale lwica walczyła dzielnie, choć każdą technikę obroną znała od byłej Mistrzyni, stawiała kolejne i kolejne obronne ścianki, przy czym raz po raz szukała sposobu na odcięcie smyczy. Niestety powoli wdzierała się w jej umysł prawda, że może zginąć niż ktoś zdoła jej pomóc. Bo całe epicentrum mocy stanowiła jej laska, gdzie była uwięziona jej prawdziwa dusza, tylko zniszczenie laski mogło uszkodzić duszę a co za tym idzie, osłabić Kim. Zatem cała nadzieja, że Kenzi uratuje cały lwi świat.
* * *
Stado Korongo prowadzić będzie duch Jesiri i Masikio. Jednak nie wszyscy chcieli walczyć. Dwie lwice odeszły ze stada Korongo, w zasadzie uciekły obawiając się szybkiej śmierci. Pozostały Esther, magiczna lwica potrafiąca zmieniać krajobraz, Fionna, matka Yana, Yan ranny po turnieju Tolonis, Dan lew obronny oraz Ceana lwica polująca. Zaś Vincent był dopiero cucony przez Alexa. Oczywiście były jeszcze Kenzi i Liv lecz one nadal tkwiły w turnieju, który zawisł jakby w zatrzymaniu, zostały bowiem oddzielone otaczającym ich z każdej strony półprzezroczystym murem, od swego rodzinnego stada. Mimo prób odzyskania wolności i chęci pomocy stadu w walce, mogły zaledwie obserwować to co się działo za ich pułapką…
* * *
Napięcie rosło, gdy Jesiri rozbłysła niesamowicie jaśniejącym płomieniem światła dając stadu znak ataku, lwice pognały naprzód tuż obok nich, bo zewnętrznej z rykiem pędziły lwy. I wtedy Kim wezwała swoje wsparcie:
- Ty wisisz mi jeszcze jedną przysługę Dysonie zaś Samirze, tyś pod moją kontrolą od ostatniego razu, wykończcie ich i tego durnego przywódcę. Pamiętajcie, że to ON wygnał CIEBIE Dysonie ! Ha ha ha ! – powiedziała Kim a na scenie walki pojawili się bracia. Warczeli złowrogo i obnażali swe kły.
- Dysonie opamiętaj się, należysz do naszego stada tak samo jak Samir ! – odezwała się Jesiri – zapomniałeś już, że byliśmy rodzinnym stadem? – zabrzmiała nuta smutku w jej głosie.
- To Samir jest moją rodziną ! – krzyknął wściekły Dyson, jego oczy lśniły nienawiścią – A Twój mąż prawie zabił mojego jedynego brata ! – dodał kierując swe łapy w stronę Masikio. Lwy zaczęły walczyć na śmierć i życie.
- Za to Ty skrzywdziłaś mojego jedynego syna wroooaaarr – ryknęła Fionna i skoczyła na grzbiet Kim, podczas gdy ta zaskoczona nie zdążyła zareagować odpowiednio szybko, i również Ceana doskoczyła do niej, obie lwice gryzły i drapały lamparcicę lecz wtedy jej pentagram na pysku zaświecił czerwonym blaskiem i obie lwice odrzuciło z taką siłą, że upadły nieruchomo kilka metrów dalej.
Esther wystawiła łapę do przodu i ze skalnego wąwozu sceneria przekształciła się w leśny zakątek, choć była ta tylko iluzja, jej potęga była ogromna. Na drzewach świergotały ptaki zaś strumyk wodny płynął spokojnie, lecz drzewa były na tyle szerokie a zakrzewienia gęste, że umożliwiały atak z zaskoczenia. A co interesujące, na owe drzewa można było swobodnie się wspiąć, choć logika wskazywała, że to chodzenie w powietrzu. Ale właśnie to dało pole do popisu stada Lwiej Ziemi. Nama została z Liosą w grocie pilnowanej przez Maili wraz z Krzywinką i Tombi oraz Kovu, zaś Joe, Chaka, Vela, Nid, Emachel, Wakku i Lee ruszyli do ataku. Choć Emachel ostrzegał, że nie magiczni mogą zostać bardziej ranni, Wakku uparł się, że za wszelką cenę chce być przy swoim synu, za to Joe i Chaka wiernie przyrzekli chronić zarówno rodzinę Chappa jak i swojej krainy. Plan zakładał, że Vela miał swoimi błyskawicami kierować w Samira i Dysona, natomiast Nid wysyłała w ich kierunku kule błotne. Niestety Masikio nie przeżył starcia z młodszym lwem. Za to wspólne działanie Nid i Veli zdołało unieruchomić Samira i związać go pętlami z bambusa. Wakku wraz z Nid walczyli także z Dysonem. Nid bardzo cieszyła się z iluzji stworzonej przez Esther, gdyż pomagało jej to używać jej własnej ziemistej mocy. W tym momencie właśnie gdy lwica przyłożyła swoje łapy do ziemi i zaczęła ją gładzić, jej magiczne symbole zaświeciły a grunt pod łapami Dysona, zaczął się obsuwać a tym samym wciągając lwa w dół. Mimo, iż lew walczył z ziemią, nie miał zbyt dużych szans. Emachel swoją czystą mocą blokował silne demoniczne ataki Kim, wysyłając tarcze stworzone ze swej mocy przed Chakę i Joe’go, aby Ci mogli atakować kłami i pazurami, osłabioną już nieco lamparcicę. I wtedy ona znów uniosła swoją laskę i wypowiedziała słowa:
„ Wzywam teraz stwora złego,
byś Ty stał się ofiarą Jego.
Na mojego rozkazu żądanie,
Z Ciebie ino kamień zostanie”
A z jej laski wysnuła się mglista powłoczka, która ukształtowała się w koguci łeb o ciele smoczym a oczy czarne szukały spojrzeniem Mheetu.
- Teraz ! Zabij go ! A potem ich wszystkich ! Zło zawsze zwycięża dobro ! Ha ha ha ha – krzyczała Kim wskakując laską różne kierunki gdzie byli walczący, a stwór zwany niekiedy Bazyliszkiem powłóczył spojrzeniem na lwa, i ten widok byłby ostatnim w Jego życiu, gdyby nie jego siostra. Lee wskoczyła między niego a Daraka osłaniając ich obydwoje ścianą wody a śmiertelne spojrzenie Bazyliszka odbiło się od niej i rykoszetem poszybowało wprost na Daraka.
- Nieeee !!!! – krzyknęła Kim, gdy na jej oczach jedyny lew jakiego darzyła ciepłym uczuciem zastygł z przerażeniem na pysku – Niee !! To nie tak miało być ! Wyrocznia musi się spełnić, ale jak widać nie tutaj ! – lamparcica jednym szybkim ruchem odesłała stwora i wyrysowała koło na ziemi, po czym stanęła w nim i przeniosła się za mur stworzony przez siebie, do Liv i Kenzi. W miejsce gdzie pozostało jej ostatnie życzenie na zdobycie władzy, po tym jak straciła Daraka, w jej sercu szalała jeszcze większa obsesja, aby zniszczyć stado Korongo, a ta korona mogła jej to dać.
- Siostro ja … ja.. przepraszam ! Zawładnięty myślą o władzy absolutnej z mocą Ember zupełnie zapomniałem o życiu ! – Mheetu po raz pierwszy od dawna szczerze przyznał się do błędu.
- Synu, jak bardzo cieszę się, że żyjesz ! – Wakku podbiegł do syna, a przytuliwszy go dodał – najważniejsze, że opamiętałeś się, przecież wiesz, że rodzina jest najważniejsza!
- Ojcze … nie nadaję się na króla, zrzekam się tronu zasługuję na wygnanie. Naraziłem tyle lwich istnień na zagładę – Mheetu bardzo przeżywał owe zdarzenie, w którym przeżył tylko dzięki swej siostrze Lee.
Lecz nadal przepowiednia walki dwóch sióstr miała się dopełnić o zaćmieniu słońca, miały stanąć przeciwko sobie. Tylko one dwie, czujące oddech Kim za plecami, z żyjącą ostatnią nadzieją Arishe oraz lwem, który nie brał udziału w bitwie ale wie, ze Kim i jej laska to bilet w stronę Ember.
* * *
Co natomiast wydarzy się po przebudzeniu Vincenta i czy przepowiednia rzeczywiście dopełni się? A lew, który tylko przyglądał się wszystkiemu, może odegrać również ważną rolę w tym wszystkim. To okaże się w rozdziale kolejnym ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz