17.02.2015

Rozdział specjalny #1 : „ Dzień zakochanych”

Rozdział specjalny #1 : „ Dzień zakochanych”

- Oj Arishe nie daj się namawiać dwa razy! Chodź :)
- Ale ja nic nie wiem! Ty masz Alexa, poszlibyście gdzieś razem, a nie mnie tu wyciągasz, i jeszcze nic nie widzę ! – powiedziała zielona lwica potykając się o kamyki – ściągnij mi tą przepaskę, no już.
- Nie mogę, obiecałam, że tego nie zrobię. Już blisko jesteśmy, idę obok Ciebie więc się nie martw o nic – zaśmiała się Kenzi.
- Ja naprawdę nie wiem o co Tobie chodzi. Zamieszanie robisz takie, że hej – mruknęła koleżanka fioletowej.
- Kiedy go poznasz, będziesz zadowolona, przecież to wszystko dla Ciebie.
- Jak to „GO” ?! Umówiłaś mnie na randkę?! – Arishe stanęła oburzona i nawet od razu ściągnęła przepaskę spojrzawszy na kumpelę – Co za swatkę robisz mi tu? Nigdzie nie idę, wracam do siebie!
- Nie wygłupiaj się! Chciałam, żebyś też była dziś szczęśliwa, proszę zrób to dla mnie. Pogadaj z nim chociaż tylko – zaczęła błagać Kenzi – a poza tym, nigdzie nie idziesz bo oni już czekają na nas – pokazała łapą lwica.
Faktycznie, na wzgórzu, na sawannie Lwiej Ziemi stały dwa lwy. Choć wyglądały dość kontrastowo. Jeden miał ciemną wiśniową sierść o połyskującej rubinowej grzywie i brązowych oczach, zaś drugi był barwy błękitnej o grzywie barwy lazurowego nieba i takich samych oczach. Każdy z nich trzymał w łapie egzotyczny kwiatek i obaj uśmiechali się do zbliżających lwic. Kenzi miała ochotę roześmiać się do rozpuku, bo wiedziała, że jej przyjaciółka nie ucieknie bo zawsze lubiła się szczycić jaka to ona nie jest odważna i honorowa. I faktycznie zielona lwica starała się utrzymać fason, choć za swatanie jeszcze rozliczy się z fioletową. Tymczasem gdy lwice podeszły już do lwów, niebieski odezwał się pierwszy.
- Witajcie, jestem Korfis – przedstawił się lew i podając kwiatek zielonej lwicy, ukłonił się i dodał – a Ty jesteś przepiękną lwicą Arishe.
- Widzę, że swatka już ci wszystko wypaplała o mnie – mruknęła Arishe patrząc znacząco na Kenzi.
- W zasadzie to jeszcze mi nic nie powiedziała, więc masz okazję ją w tym wyręczyć – uśmiechnął się ciepło Korfis – przejdziemy się?
- Myślę, że nie warto tak stać a tych dwoje – łapą wskazała na Kenzi i Alexa – też by chcieli pobyć sami. To chodźmy – przytaknęła Arishe i oddaliła się z Korfisem w stronę sawanny.
* * *
-Myślisz, że będzie bardzo zła na nas? – zapytała Kenzi
- Och, wydaje mi się, iż nie będzie tak źle – odpowiedział Alex i wręczył swój kwiatek – a to dla mojej dziewczyny – dodał.
- Jest cudny – lwica w podzięce polizała lwa po pyszczku – zaprosisz mnie też na spacer?
- Zaprosić mogę, chodź uszykowałem małą niespodziankę dla Ciebie niedaleko stąd. Zatem idziemy?
* * *
Alex zaprowadził Kenzi nad wodopój, przy którym w zasadzie poznali się po raz pierwszy oraz później spotkali ponownie. Miejsce to zajmowało ich miłe wspomnienia i świetnie nadawało się na romantyczną randkę tuż nad nimi, wisiało już ciemne niebo pełne gwiazd. Obydwoje wiedzieli, że czeka na nich dobra przyszłość niezależnie od tego, gdzie by mieli mieszkać. Teraz leżąc koło siebie, trzymali się za łapy i patrzyli wspólnie w konstelacje gwiazd.
- Dziękuję, że przyszłaś, jesteś bardzo ważną osobą w moim życiu – szepnął rubinowo-grzywy lew.
- Miło mi słyszeć te słowa, Ty także jesteś bardzo ważny dla mnie – odszepnęła lwica liżąc lwa – bądź już zawsze przy mnie – dodała Kenzi wtulając się w Jego grzywę i przymykając oczy.
* * *
W tym czasie nie całkiem daleko, przez ciemną sawannę rytmicznie poruszały się para innych lwów. Zielona lwica miała nadzieję, że lew szybko da jej spokój, nie spodziewała się w ogóle tego, co On chciał jej powiedzieć.
- Arishe, spotkałem się z Tobą dzisiaj, nie dlatego, że Twoi przyjaciele chcieli Cię swatać.
- Akurat – prychnęła lwica.
- Tak, faktycznie ktoś chce nas swatać. Ale nie oni.
- A kto?
- Twoi rodzice.
- Cooooooo ?????!!!!! – lwica krzyknęła głośno – A SKĄD TY ICH ZNASZ?!
- Moi rodzice przyjaźnili się z Twoimi. Na początku ich plan dotyczył zejścia się mojej starszej siostry z Twoim starszym bratem. Ale ich charaktery są tak różne, że ciągle się o coś kłócili i nie było mowy o jakimś ślubie. Dlatego kiedy Ty się urodziłaś, pojawił się plan abyśmy to my wzięli ślub. Niestety jako małe lwiątko zaginęłaś i nikt nie wiedział co się z Tobą działo. Ja sam byłem na to za mały, żeby Cię szukać, zresztą dowiedziałem się o tym całym swataniu dopiero po śmierci moich rodziców.
- Nie miałam o niczym takich pojęcia. Bardzo mi przykro, że byłam taka niemiła do Ciebie – zielona lwica poczuła ogarniający ją wstyd. Nie pamiętała wiele ze swojego dzieciństwa, spędziła u Kim więcej czasu niż Kenzi. Wiedziała, że zgubiła się, że miała rodziców i brata Ethana. Ale bez szczegółów. Teraz miała szansę je poznać – ja sama nie pamiętam wiele, zgubiłam się i ktoś się mną opiekował.
- Miałaś szczęście, że żyjesz. Gdyby nie moi rodzice, Alvaro i Noemi dziś nie stałym tu. Był pożar na sawannie bawiłem się tam, rodzice uratowali mi życie, ale sami nie zdążyli uratować siebie. Inez była wtedy zbyt daleko na nauce polowania, to ona mnie wychowała i nauczyła wszystkiego. Także posługiwania się mocą.
- Jesteś magicznym lwem? Do tej pory tylko Kenzi miała moc, w moim lwim otoczeniu.
- Potrafię to i owo, ale chciałbym, żebyś wiedziała, że Twoi rodzice nadal wierzą, że żyjesz i wrócisz do nich. Shayila i Arias są bardzo cierpliwi i trwają w nadziei. Nawet ten Twój narcystyczny braciszek martwi się. Stąd moje pytanie, czy wrócisz ze mną do domu?
- Ja… ja nie myślałam o tym, to znaczy myślałam wiele, ale nie wiem czy to właściwa pora. Nie wiem, czy jestem gotowa na powrót. Bardzo bym chciała, tyle, że tu też mam zobowiązania. Jesteśmy po szkoleniu wraz z Kenzi u takiej lamparcicy Kim, prosiła nas o pomoc w pewnej sprawie. Za kilka dni mamy wyruszyć. Widzisz, to ona nas, znaczy mnie i Kenzi, uratowała jak obie się zgubiłyśmy.
- Ach teraz rozumiem co chcesz powiedzieć. Dobrze, w takim razie zaczekam tu na Ciebie, kiedy wrócisz z tej wyprawy razem powrócimy do Twojego domu.
- A może naszego domu? – zapytała ciepło Arishe.
- To już zależy od Ciebie, nie chcę Cię do niczego zmuszać – odparł Korfis.
Lwica uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi. Tyle jeszcze przed nimi, jednak teraz wiedziała, że Korfis zasługuje na lepsze poznanie, niezależnie od tego co mogłoby się wydarzyć między nimi. Zielona lwica podeszła bliżej niego i przytuliła się, szkoda, że nie mogła teraz zobaczyć jak roziskrzone z radości były oczy błękitnego lwa. Zeswatani czy nie, los już wiedział, jakie są ich ścieżki przeznaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga