17.02.2015

[S2] - Rozdział 5 - Nagła kłótnia

- Alex!! Aleeexxx!!! Gdzie jesteś? – wołała fioletowa lwica próbując namierzyć kumpla.
- Zgubiłaś kogoś księżniczko? – prychnęła Mizuki tonem pełnym ironii jak niegdyś Kovu do Kiary – A może dać Ci kompas i mapę? – szydziła nadal.
- Obejdzie się… Ciebie nie wołałam, więc po coś przyszła? – Kenzi zmrużyła oczy i spojrzała z ukosa na młodą lwicę – Wasze nędzne sztuki z Kiburim już się wszystkim znudziły?
- Wrrr nie waż się obrażać mojego brata, wbrew temu co każdy Tobie wpiera, tutaj jesteś nikim. Nie obchodzi mnie czy nawet COŚ potrafisz! Vincent odszedł, już nie ma Kto cię obronić – szyderczo odezwała się Mizuki.
- Odszedł? – Kenzi zdziwiła się, przecież miał być jej „Aniołem Stróżem”, więc dokąd poszedł? – Widocznie miał pilną sprawę zleconą przez Wyrocznię – zreflektowała się fioletowa, przypominając sobie słowa jej babci, Freyi: „Wyrocznia ma ważną rozmowę z członkiem stada i nikt nie może z nią porozmawiać”.
- No dobra, a co powiesz na to, że i Twój Alexik jest już daleko stąd? Widziałam jak rano wychodził od Wyroczni i uciekał aż się kurzyło! Ha ha ha, tylko z tchórzami się kumplujesz, coś kiepskie będą Twoje rządy, dobrze, że mieszkam tak daleko od Ciebie ha ha ha – lwica rozkręcała się w najlepsze, fioletowa natomiast mimo przyrzeczeń że nie złapie się na te sztuczki, zaczynała trząść się z gniewu.
- Serio myślisz, że NIC nie potrafię? To popatrz na to! – Kenzi w ułamek sekundy wytworzyła średniej wielkości kulę świetlną i wypuściła ją na Mizuki.

Mizuki odskoczyła, więc Kenzi ponowiła atak, zdawała sobie sprawę, że atakuje lwicę na jej terenie, ale poza zmiennokrztałtnością lwicy nie umie ona raczej zbyt wielu innych sztuczek. Mizuki wyskoczyła do przodu z pazurami, przy okazji zmieniając wygląd – na Livaah ( siostrę Kenzi) – jednak Kenzi nie dała się zmylić, atakowała raz za razem jakby w ogóle się nie męcząc, po chwili zapadł natychmiastowy zmrok wokół walczących lwic, księżyc na łapie fioletowej lwicy błysnął światłem tak jak i jej oczy. Fioletowa usiadła w skupieniu tworząc wokół zdezorientowanej Mizuki kilka swoich projekcji astralnych – biała lwica z 2 pomarańczowymi pasami na grzbiecie atakowała każdą z nich lecz bezskutecznie, tracąc tylko przy tym siły. Następnie fioletowa wykorzystując dawne nauki obecnego wroga (Kim) wzmocniła wibracje swoich projekcji i stworzyła coś, czego nigdy wcześniej nie próbowała. Otóż ona wraz ze swoimi 4 niby-lwicami uformowały po jednej kuli już nie tyle świetlnej, co migoczącej, astralnej, duchowej i wszystkie naraz uderzyły w Mizuki. Biała lwica wytrzeszczyła oczy i …
***
 - Mizuki!!!! – Freya wskoczyła między wnuczkę a białą lwicę, jednocześnie rozganiając mrok – Hej, obudź się! Jak się czujesz?! – zapytała zatroskana Alfa stada.
- Ja, ja… ja… słabo mi, kręci mi się w głowie… – Mizuki ledwo mówiła po tym potężnym ataku.
- Kenzi, jak mogłaś być tak nieostrożna! Myślałam, że umiesz kontrolować swoje moce i magię! – Odezwała się oburzona Freya – Gdyby Mizuki była zwykłą lwicą lub nawet jakimkolwiek innych zwierzęciem zabiłabyś ją! Czy tego właśnie chciałaś dowieść, że potrafisz to zrobić? – Freya pomagała białej lwicy podnieść się z ziemi, czekając na odpowiedź fioletowej lwicy.

Jednak Kenzi milczała. Zdawało się, jakby otrząsnęła się z transu nie wiedząc właściwie co się do końca stało, dlaczego Mizuki jest poważnie ranna, dlaczego Freya jest na nią zła, skąd ten blask wokół jej znamienia o kształcie księżyca. Tak bardzo bolała ją głowa. Ale chyba Alex się wreszcie znalazł, szedł wraz z Kiburim w jej stronę. Czyżby się zaprzyjaźnili? Hm może to i słusznie. I wtedy Kenzi zemdlała.
 ***
Minęło kilka godzin. Do Kenzi docierały już strzępki rozmów.
- … się stało? Nie było mnie….
- sama… nie można jej zostawić…
- Vincent! To wszystko…
- … on wcale nie! Ona sama zaczęła…. Mizuki….
- Prowokacja nie będzie rozstrzygana na forum całego stada Nayota! Takie rzeczy nie będą Tutaj tolerowane, nie zależnie kim jest Kenzi – rozbrzmiał głęboki głos dziadka Kenzi, Hordiego i głos ten doprowadził do wybudzenia lwicy.
- Ammm ja nie chciałam.. nie pamiętam dlaczego… przepraszam… – fioletowa lwica zaczęła płakać, było jej naprawdę przykro za tą sytuację, brakowało jej wsparcia rodziców, tęskniła za siostrą, za Arishe, za kimś Kto mógłby być przy niej na dobre i złe, czuła się nie dopasowanym elementem układanki w tym stadzie.

Głosy natychmiast ucichły i pierwsza odezwała się Goya.

- Ciii wiem, że nie pamiętasz i że nie chciałaś. Po prostu nie wiedziałaś, że masz tak duży potencjał mocy w sobie, że możesz go uruchomić poprzez złość, emocje. Wynika z tego, że jednak powinnyśmy były poznać się wcześniej w innych okolicznościach. Jestem Goya – Wyrocznia stada Nayota – miło mi Cię poznać.
- Ja jetswem Kenzi – wyszlochała fioletowa lwica – pfeprafszam, tak bardzo mi pfrzyfro… – znów zaczęła chlipać lwica.
- Och Kenzi wiem, kim jesteś, znałam Twoją matkę Jesiri, a wkrótce poznam Twoją siostrę Livaah. Czeka Ciebie i Twojego przyjaciela Alexa długa i niesamowita podróż do zupełnie innego miejsca. Przez portal. Do magicznej krainy. Ale zanim tam trafisz musisz opanować swoją magię bardziej niż do tej pory myślałaś, że umiesz. Zrozum, w tamtej krainie będzie znacznie więcej magicznych istot, sytuacji, lwów. Trzeba wiedzieć, co i kiedy zrobić. Zanim zrobimy powtórkę z Twojej kontroli mocy, powinnaś wyrzucić z siebie wszystko co Cię przygnębia, denerwuje, smuci. Spraw, żebyś była lżejsza na duszy.
- Ale komu miałabym się tak wyżalić – fioletowa smutno spojrzała w błękitne oczy starszej lwicy.
- Możesz zacząć ode mnie – uśmiechnęła się lekko Wyrocznia i usiadła przy leżącej młodej lwicy.

W tym czasie reszta osób bacznie obserwujących rozwój wydarzeń oddaliła się z groty. Wśród tych lwów był Hordi, Freya i Kiburi.
Alex bał się i martwił równocześnie o Kenzi, ale ze względu na jej dziadka, który ledwo tolerował jego obecność w tym stadzie, nie zamierzał narażać się bardziej na jego gniew. Gryzło go sumienie, że mógł zapobiec tej sytuacji, gdyby nie wyszedł wtedy z Kiburim na spacer. Jednak tak bardzo chciał wiedzieć coś więcej o tym Marco, tak bardzo chciał wiedzieć z kim się mierzy o względy Kenzi, tak bardzo był skupiony na swoim ego, że zapomniał o tym, aby po prostu być w pobliżu i cieszyć się takimi chwilami. Bo każde wspomnienie czasu spędzonego z fioletową lwicą, było dla niego bezcenne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga