Po wszystkich możliwych treningach Kenzi była naprawdę wykończona. Podczas spędzania kilku chwil odpoczynku w swojej książęcej grocie, przyszedł do niej rubinowy lew niosąc w pysku iskrzący się kwiat w barwach fioletowo-białych. Lwica uśmiechnęła się zachęcająco w jej mniemaniu, lecz z wykończenia organizmu wypełznął krzywy grymas na jej pysku, po czym położyła się na swoim posłaniu.
- Och, nie chciałem Cię przemęczać dodatkowo – odezwał się Alex położywszy owy kwiat u łap księżniczki.
- Nie przemęczasz mnie, tylko te treningi. Babka już chyba naprawdę oszalała na moim punkcie, od ilu…?? Dwóch tygodni??? Trzech??? Ja już siły na nic nie mam! – pożaliła się fioletowa lwica.
- To tym bardziej mój skromny podarunek powinien Ci pomóc – lew uśmiechnął się lekko – to ognisty kwiat, który ma na celu poprawę nastroju, ukojenie nerwów a także…
- … rozkochanie mnie w sobie…. – mruknęła fioletowa lwica.
- Hę?! Co mówiłaś Kenzi? – zapytał lew.
- Nie nic takiego… Mów dalej – zachęciła Kenzi – Powiedz mi dlaczego wtedy byłeś na swojej przechadzce, chciałeś odejść, prawda?
- Nie skąd ten niedorzeczny pomysł! – odparł zaskoczony lew – obiecałem pomóc Tobie i Liv, zapomniałaś? Mimo, że nikt mnie tu nie lubi staram się być grzeczny dla wszystkich.
- Ach tak! Starasz się! Więc ten kwiatek to niby przeprosiny? Fakt, są inni którzy mnie polubili od razu, poświęcają mi swój czas i potrafią pocieszyć, gdy tego potrzebuję – mówiąc to lwica wstała i wskazała łapą na dorodny bukiet ognistych kwiatów – widzisz? Mogłeś się bardziej postarać skoro tak się „starasz” wszystkim dogodzić!
- Wrr jesteś niesprawiedliwa Kenzi. Jestem Twoim przyjacielem, dlaczego tak mnie lekceważysz i ranisz? Od kiedy stałaś się taką materialistką? To stado Cię tak zmieniło, że nie pojmuję dlaczego nadal chcesz tu być.
- To moja rodzina! Jesteś zazdrosny, że nikogo nie masz? A ja mam tu przyjaciół i chłopaka? – krzyknęła oburzona lwica.
- Jakiego chłopaka? – pobladł Alex – Marco?!!! Niby od kiedy jesteście razem?
- Nie Twój interes mój Drogi ! Zejdź mi z drogi – rozkazała zdenerwowana lwica, po czym przepchnęła się koło lwa i wybiegła z groty.
- Nie wierzę, że tak łatwo jej to przyszło… – wyszeptał lew sam do siebie, a z jego oczu wymknęła się pojedyncza łza.
******
W tym czasie kawałek od grot królewskich ojciec Marco gratulował synowi sukcesów. Jego plan zemsty na Jesiri wypełniał się w całości. Jego Marco rozkochał w sobie tą jej córeczkę Kenzi, jako lew magiczny był przecież znacznie lepszą partią niż ten nie magiczny lew Alex. Teraz pozostało porzucić Kenzi na pastwę losu. Jednak Alex był wciąż za blisko, w dodatku jeszcze ta cała wyprawa do Lwiolandi aby uratować los jej siostry księżniczki Livaah. W tym wszystkim absolutnie nie było miejsca dla tego niemagicznego. Absolutnie nie! Jednak co by tu zrobić, nie mógł go przecież zabić, bo zbyt podejrzane by to było. Mógłby go jednak wyprowadzić z ich ziemi. A najlepiej, gdyby zrobił to Marco.
- Synu a może zaprosisz na wieczorny spacer swoją damę serca – zaproponował Javier.
- Ty masz zawsze głowę na karku ojcze! – zgodził się Marco – Tylko nie pokoi mnie ten Alex, ciągle się kręci koło Kenzi, widzę, że ją męczy ta sytuacja co z niego za kumpel jak tak ją zamęcza ? – zastanawiał się młodszy lew.
- Nie martw się nim, wkrótce odejdzie z tego stada – uśmiechnął się ojciec lwa.
- Skoro tak twierdzisz, wezmę po drodze wstąpię do magicznego zakątka na polankę tam rosną takie piękne kwiaty, wezmę kilka dla Kenzi – dla mojej księżniczki – dodał w myślach Marco.
- Leć już, a ja zajmę się swoimi myślami – odparł mu ojciec Javier.
Marco wbrew temu co myślicie Drodzy czytelnicy, nie zdawał sobie sprawy z knowań swojego ojca ani z jego posunięć wobec Kenzi. Nie znał swojej matki, gdyż zginęła młodo, niedługo po Jego narodzinach. Nie wiedział też, że nie zginęła w nieszczęśliwej chorobie, ale poprzez morderstwo z łap swojego partnera a jego ojca. Javier był zdolny do wszystkiego. Po odejściu Jesiri – wtedy gdy wolała niemagicznego lwa Masikio - stał się brutalny i zły do szpiku kości. Odszedł ze stada, a po powrocie z młodym lwiątkiem przybrał maskę nieszczęśnika. Znienawidził nie magiczne lwy, polował na nie i zabijał gdy Marco uczęszczał na lekcje magiczne w stadzie, Javier ma więcej wspólnego z Kim niż ktokolwiek na tej sawannie. A Marco o tym nie wiedział…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz